Bez względu na to jak je nazwiemy, szkolenia na odległość czy szkolenia zdalne lub szkolenia online, to coś, do czego raczej nie byli przekonani zarówno uczestnicy jak i wielu prowadzących. Prawie zawsze traktowane jako usługa gorszej jakości, mniej efektywna i zdecydowanie niewskazana, jeśli tylko można zrobić szkolenie stacjonarne. Sam tak czasem myślałem i wolałem być na sali, bo to teren znany, wielokrotnie już sprawdzony i mniej grząski. To podejście, zarówno u uczestników jak i prowadzących, bardzo szybko zmienił wstrętny zarazek o wielkości zaledwie kilkudziesięciu nanometrów. O szkoleniach stacjonarnych, niemalże z dnia na dzień, musieliśmy wszyscy zapomnieć.
Dzień pierwszy: płynność
Prowadziłem już szkolenia online, ale do tej pory nie traktowałem ich jakoś inaczej. Podświadomie dążyłem do tego, żeby odtworzyć warunki z sali wykładowej. Żeby nic się nie zmieniło i pozostało tak, jak było wcześniej. To może nie ślepa uliczka, ale na pewno trochę niebezpieczny zaułek. Nauka na odległość nadal jest nauką, ale jednak w innej formie niż szkolenie stacjonarne. Wiem, że to banalne stwierdzenie, ale przeczytane na głos pozwala wcisnąć w głowie klawisz reset i spojrzeć na całość z nieco innej perspektywy. Oczywiście podobieństw między dwiema formami jest wiele, ale kluczowe jest by w pełni wykorzystać zalety różnic i wyeliminować ich wady na ile się tylko da.
Jeśli miałbym wybrać jedną rzecz, która najbardziej przeszkadza mi w komunikacji elektronicznej, byłaby to jej płynność. W sieci pojawia się to, czego zupełnie nie odczuwamy w kontakcie bezpośrednim. Nawet nie myślę tu o przycinającej się transmisji wideo, bo z tym można jeszcze jakoś żyć. Najważniejszy jest głos, który musi być czysty, wyraźny i płynny. Pierwsze dwa przymiotniki zapewni w miarę dobry mikrofon. Niekiedy zaskakująco dobrą jakość oferują zestawy słuchawkowe lub mikrofony wbudowane w telefony. Same platformy komunikacyjne potrafią skutecznie wyczyścić ścieżkę audio z różnych szumów. Jednak to wszystko musi być płynne, głos nie może się co chwile przycinać, bo nie da się tego słuchać, a już na pewno przy tym uczyć.
Nie chodzi tu wcale o wypasione łącze. Jego przepustowość schodzi na dalszy plan. Można mieć i 1000 Gb/s, ale jeśli połączenie nie jest stabilne to na nic się to zda. Dużo lepszą płynność transmisji można uzyskać na słabych, ale stabilnych 3 Mb/s. Trzeba też pamiętać, że są dwie strony komunikacji. Chodzi nie tylko o przepustowość łącza prowadzącego. Płynność zapewniona musi być przede wszystkim u uczestników. Oznacza to, że wykorzystywana platforma jak i to co robi prowadzący nie może zalewać uczestników nadmiarem danych.
Dzień drugi: skupienie
Zaletą szkoleń stacjonarnych, szczególnie tych prowadzonych poza siedzibami firm, jest to, że uczestnicy mogą w pełni skupić się na nauce. Wyrywanie do spraw i zajęć tylko na chwilę, a tym samym rozpraszanie, jest mocno utrudnione. A po wyłączeniu telefonu i poczty w zasadzie niemożliwe.
W naszych domach rozpraszają nas inne rzeczy. Tak jak i w pracy poza biurem (czyli szkoleniem poza salą), tak i podczas nauki niezmiernie ważne jest otoczenie. Trzeba zadbać o cichy kąt. Nie każdy ten cichy kąt ma w miejscu, które chciałby wszystkim pokazywać. I tak doszliśmy do tematu kamery u uczestników, która według wielu opinii być musi i bez niej się przecież nie da.
Pewnie jest lepiej, jak się widzimy. Ale przy kilkunastu osobach prowadzący i tak z tego prawie nie korzysta. Szkolenie techniczne wymaga zajęcia się dodatkowymi rzeczami poza kamerą i prezentacją. A to widok maszyny wirtualnej, a to środowiska deweloperskiego czy tablicy. Za chwilę dojdzie nam jeszcze do tego czat. Brakuje czasu i miejsca na pulpicie na obserwację wszystkich.
Spojrzałem na to inaczej. Brak włączonej kamery daje możliwość zachowania prywatności. To duża zaleta szkoleń zdalnych. Pozwala w pełni skupić się na oglądaniu, s łuchaniu, pracy i nauce. Uczestnicy nie muszą przejmować się tym, czy mają odpowiednią fryzurę i czy przypadkiem za nimi nie występują mistrzowie drugiego planu. Jedyne co muszą uprzątnąć to pulpit, ale ten na komputerze. Bo motywującą do pracy metodą jest np. pokazanie innym uczestnikom szkolenia swojego rozwiązania zadania. Prowadząc zajęcia trzeba tylko przyzwyczaić się do mówienia w czarną przestrzeń, co na początku może jest mało komfortowe. Ale zapewniam, da się.
To nie jedyny moment, kiedy prowadzący mają nieco trudniej. Aby dodatkowo uczłowieczyć przekaz muszą stać się jego częścią. Co oznacza, że muszą się być widoczni. Niekoniecznie cały czas i w rozdzielczości HD, ale pokazać się trzeba, aby dodać nieco emocji do przekazu i zmaterializować swoje zainteresowanie uczestnikami.
Najlepiej gdy kamera jest naprzeciw nas. Tak, abyśmy mogli w nią spojrzeć, szczególnie jeśli ktoś, nawet niewidoczny, do nas mówi np. zadając nam pytanie czy dzieląc się swoimi spostrzeżeniami.
Oczywiście od każdej reguły są wyjątki, kamera po obu stronach jest bardzo przydatna przy firmowych telekonferencjach czy konsultacjach osobistych. Charakter tych spotkań jest jednak inny niż szkoleń.
Dzień trzeci: przekaz i kontakt
Aby przyciągnąć i utrzymać uwagę na sali trzeba zadbać o atrakcyjną formę przekazu. W sieci trzeba na to zwrócić szczególną uwagę. Tu też prowadzącemu doszły nowe obowiązki związane z montażem na żywo. Przerzucanie co chwilę udostępnianego okienka wymaga co najmniej kilku kliknięć myszą i zaburza płynność. Znakomicie sprawdza się tu odpowiednie oprogramowanie np. typu OBS Studio. Oczywiście wymaga wcześniejszej konfiguracji, ale to zwróci się z nawiązką podczas prowadzenia zajęć. Definiując odpowiednie sceny i skróty klawiszowe można zadbać o atrakcyjną formę, ułatwić sobie pracę, a i czasem wywołać u kogoś uśmiech po drugiej stronie pokazując np. podczas przerwy dawny sygnał testowy telewizji.
Płynność wpływa też na styl interakcji w sieci. Uczestnicy zazwyczaj nie lubią przerywać. Czasem chcą coś wtrącić, ale tak, aby nie przeszkadzać prowadzącemu. Na sali łatwiej to zrobić bez zakłócania przekazu, a w sieci doskonale sprawdza się do tego czat. Warto go mieć, obserwować i komentować to co się na nim pojawia. Ułatwia też przekazywanie poleceń czy kawałków kodu. Dyskusje też łatwiej zorganizować z pomocą czatu niż moderować włączone mikrofony.
Uczestników nadal trzeba aktywizować i sprawdzać czy jeszcze są po drugiej stronie. Po zadaniu pytania uczestnikom warto chwilę poczekać, dać czas na chociażby włączenie mikrofonu czy reakcję na czacie. Jeśli grupa jest cicha to można wywoływać do odpowiedzi z listy uczestników, czy też zachęcać do pokazywania własnych rozwiązań na wspólnym ekranie. Te bardziej inwazyjne metody nie mogą pojawić się z zaskoczenia, muszą być znane i jasne dla wszystkich od początku szkolenia.
Epilog
Każda pandemia wcześniej czy później się kończy. Tak było dotychczas w historii ludzkości i tym razem raczej nie będzie inaczej. Szkolenia stacjonarne wrócą za jakiś czas, bo w sieci nie da się w pełni odtworzyć tego zwykłego, potrzebnego nam wszystkim, ludzkiego kontaktu z transferem na poziomie prędkości światła (wideo) i dźwięku (audio).
Do szkoleń zdalnych pewnie każdy przymierzał się od lat. Aż nagle wszyscy musieliśmy w ciągu kilku dni się z nimi zmierzyć. Już teraz jestem przekonany, że dla branży szkoleniowej to udany eksperyment, choć zdecydowanie bym chciał, aby odbywał się w innych warunkach. Odwlekany, bo zawsze była alternatywa w postaci szkoleń na sali. Tej możliwości zabrakło, więc nie było już wymówek i trzeba było spróbować. Wiele osób już się przekonało, że można efektywnie przekazywać i zdobywać wiedzę oraz nowe umiejętności na odległość. Mam nadzieję, że w normalniejszej przyszłości tak zorganizowane szkolenie nie będzie już tym gorszym.
Forma na pewno nie zmieniła ogólnego celu szkoleń. Zarówno szkolenia stacjonarne jak i zdalne służą temu, aby biorący w nich udział mieli przestrzeń na zdobywanie nowych umiejętności i wiedzy. Prawo do eksperymentów, popełniania błędów, zadawania pytań i rozwiewania wątpliwości nadal obowiązuje.
Więcej na temat efektywnego prowadzenia szkoleń zdalnych dowiesz się na moim szkoleniu.