Wszyscy jesteśmy świadkami, jak to w przeciągu kilku tygodni zmienił się świat. Pandemia zmusiła wszystkich pracodawców i pracowników - do zmiany formy i narzędzi wykonywania codziennych zajęć. Wielu ludzi jest zmuszonych do pracy zdalnej.
Dla ludzi z branży IT nie jest to barierą nie do pokonania. Wydaje się, że programista, tester, analityk, manager i inni uczestnicy metodologii zwinnych, którzy pracują nad wytwarzaniem oprogramowania, są zapoznani z pracą zdalną. Wiele firm IT daje taką możliwość. Są i tacy, którzy robią to stale od dawna.
Jestem testerem od wielu lat. Pracuję w projektach międzynarodowych, więc w zasadzie rozproszony zespół stale jest dla siebie remote. Ale z pracą zdalną w tak długim wymiarze jak w czasach wirusa nie miałem do czynienia. W dniu, kiedy piszę ten tekst, mija już miesiąc. Ku swojemu zaskoczeniu nie rozpalam jeszcze ognia krzemieniami i nie rozmawiam z Wilsonem. Ale wyzwanie nie jest łatwe.
Jak sobie poradzić w tym trudnym czasie? Zebrałem kilka własnych doświadczeń, którymi chciałem się podzielić. Będzie to garść zawodowych, ale też osobistych przemyśleń.
Strzeż się nadmiaru informacji!
Zacznę od tego, że uświadomiłem sobie, że w początkowej fazie pandemii miałem jakiś wewnętrzny przymus bycia dobrze poinformowanym. Czytałem wiadomości, oglądałem relacje, regularnie śledziłem statystyki zachorowań. Krzywa wzrostu była i jest nadal przerażająca. Dziennikarze ścigają się w podbijaniu atmosfery. Obecnie, zalany potopem sprzecznych i zatrważających informacji, zacząłem myśleć o tym wirusie niemal jak o obcym, który niczym Predator rzuca się do gardła i atakuje wszystko, co się rusza. Wszędzie już ludzie noszą maski i rękawiczki, bo wirus atakuje z powietrza i w ślinie kaszlającego. Wejście do sklepu jest jak próba dostania się do jakiegoś fancy club – w drzwiach stoi bramkarz i pilnuje. Przed budynkiem długa kolejka smutnych ludzi. Ludzie dostają mandaty za jazdę rowerem czy spacer nawet w pojedynkę. Obcy może przecież zaatakować nawet na spacerze. Nikt nie wie jak! Obowiązuje zakaz wstępu do lasu – bo co? Obcy mieszka w mchu i też można się zarazić? Nie wiem. Wszystko to może autentycznie doprowadzić do paranoi. Nie chcę już być na bieżąco! Zauważyłem, że te wiadomości bardzo negatywnie na mnie wpływają. Tracę motywację, nie wiedzę sensu w pracy. Marnuję czas na wyszukiwaniu nowych newsów. Jest to destrukcyjne. Rozwiązanie na to jest jedno – samoizolacja informacyjna. Odkładam telefon tak, aby nie mieć go pod ręką. Dźwięk jest na maxa, więc nie przegapię połączeń. Ale nie łapię się już na tym, że dopisując kolejną asercję do test case nagle ląduję i czytam o domniemanych przyczynach pojawienia się wirusa.
Zapominij, że pracujesz w domu
Drugie spostrzeżenie jest wynikiem samoobserwacji tego, jak pracuję „na zdalnej”. Poranek jest znacznie cięższy niż w biurze. Uruchomienie psychiki i organizmu w domu trwa znacznie dłużej. Więcej jest rozproszeń i obowiązków domowych, które opóźniają start. Moim sposobem na samego siebie jest „nie zwolnij tempa, bo nie rozpędzisz się ponownie”. Daję słowo harcerza, że nie obejrzałem ani jednego serialu na Netflixie przez ostatni miesiąc. Nie kupiłem konsoli ani żadnej gry, która zjadałaby czas i rozleniwiała. Po maratonie gry, serialu lub czegokolwiek innego, co jest przyjemne, ale rozleniwia, pewnie jest, że bardzo, bardzo trudno wrócić do koncentracji na pracy zawodowej. Dlatego świadomie i strategicznie, jako sposób na samego siebie, podejmuję wszystkie możliwe aktywności zawodowe w firmie: prowadzę dodatkowe szkolenia, uczestniczę i prowadzę webinary, czytam dokumentację, której wcześniej nie chciałem nawet kijem ruszać, refaktoruję swój kod, na ochotnika dołączam do code review innych członków zespołu, dodaję usprawnienia do frameworka, o których wcześniej tylko myślałem jako nice to have, chętnie prowokuję dyskusje na retro i nagle mam masę spostrzeżeń, które trzeba dokładnie obgadać Wszystko tylko po to, żeby nie stracić prędkości.
Człowieku, ucz się sam
Faktem jest, że wielu z nas i tak ma więcej czasu na home office niż w pracy w biurze. Co wtedy? Moim sposobem jest self-learning. Jest wiele platform e-learningowych. Niektóre proponują doskonałe szkolenia i tutoriale. To dogodny moment, żeby zwiększyć skille techniczne w zawodzie. To również sposób, żeby „nie zwalniać tempa”. Jednak samodzielna nauka to też nie jest taka łatwa sprawa. Przestrzegam przed „konsumpcją całej masy tutoriali”. Konsumpcją określam oglądanie filmików jak inni to robią. Przeważnie rodzi się wtedy przekonanie, że to całkiem banalne i oczywiste, co prowadzi do przyznania sobie samemu certyfikatu i tytułu mistrzowskiego z danej dziedziny. Nic bardziej mylnego. Wiele razy sam złapałem się na tym, że kiedy próbowałem samodzielnie robić to samo, już na etapie instalacji i konfiguracji pojawiały się pierwsze problemy. I to właśnie rozwiązywanie takich problemów jest prawdziwą wiedzą. Teraz już nawet nie tracę czasu na „konsumowanie szkoleń”. Jeśli już naprawdę chcę w coś zainwestować, to robię wszystko samodzielnie zgodnie z instrukcjami. Projekt wraz z moimi notatkami trafia na prywatne zdalne repo np. na gitHubie. Pewne, że za miesiąc zapomnę wiele szczegółów. Wtedy pliki na gitHubie ratują sytuację.
VPN - niezbędne w pracy
Kolejna moja obserwacja dotyczy VPN. Jeśli kultura pracy w firmie jest wysoka, pracownicy mają do dyspozycji VPN, dzięki któremu nawet w domu mają dostęp do zasobów firmy w taki sam sposób jak w biurze. W praktyce bywa różnie. Zdarzało się, że klient dla którego pracowałem, nie miał tej funkcjonalności wcale lub miał źle skonfigurowaną. Wówczas na home office mam dostęp jedynie do poczty i może do komunikatorów, ale już pracą na bazie danych lub dostęp do serwerów z licencjami do niezbędnego softu jest niemożliwy. Moja produktywność zawodowa jest mocno ograniczona. Mogę prawdopodobnie uczestniczyć w komunikacji, czytać dokumentację, planować i uczestniczyć w ceremoniach scrumowych, ale już twarda praca na kodzie jest niemożliwa. Wydaje się, że z punktu widzenia pracownika ważne jest dopilnowanie, żeby mieć dostępy zdalne do narzędzi i zasobów firmy. Czasem trzeba poświęcić chwilę na request o nową maszynę wirtualną i jej konfigurację, ale benefity odczujemy w domu. Z punktu widzenia pracodawcy i właściciela firmy inwestycja w tego typu rozwiązania dzięki pandemii stała się wręcz obowiązkowa.
Nowa rzeczywistość wymaga nowych narzędzi
Na przedłużającej się zdalnej utrwalają się moje preferencje do narzędzi komunikacji. Nie chcę robić reklamy konkretnym producentom, ale stwierdzam z zaskoczeniem, że te dobrze znane i płatne komunikatory wypadają całkiem słabo. Moim pozytywnym zaskoczeniem ostatnich tygodni jest Microsoft Teams (no nie udało mi się nie wspominać o konkretnych producentach, ale to nie reklama tylko merytoryczna analiza). Narzędzie to posiada masę przydatnych możliwości, dobrze trzyma łącze, nie dotarłem do limitów uczestników przy dużych spotkaniach.
W warunkach pracy z domu widać też wyraźniej zalety narzędzi umożliwiających tworzenie i edycję dokumentów przez wielu userów w tym samym czasie. To znacznie efektywniejszy sposób pracy niż przesyłanie sobie plików przez pocztę. Tzw. „gDoki” to rozwiązanie dla choćby analityków biznesowych, którzy udostępniają dokumentację, dokonują review i wspólnie z innymi rozbudowują treści biznesowe.
Kompromis, czyli jedna ze składowych home office
Home office to wyzwanie logistyczne zwłaszcza dla osób, które mają rodzinę i dzieci. Naprawdę ciężko ustawiać hierarchę dziedziczenia klas w solucji, gdy mój własny 6-letni dziedzic prosi mnie o kolejną rundę zabawy w indian. Kiedy przedszkola nie pracują już od kilku tygodni, a mieszkanie stało się biurem dla mnie i żony, salą zabaw i podwórkiem dla dziecka, z wielką ulgą przyjąłem wiadomość, że pracownicy przedszkola mojego dziecka uruchomili nauczanie zdalne. Znaleźli darmowe narzędzie do jednoczesnej komunikacji dzieci i nauczyciela, gdzie można publikować zadania, rozwiązywać je i śledzić postępy prac. Dzieci dostają produktywne zajęcie na kilka godzin i te kilka godzin spokoju i ciszy to skarb. Od pracowników placówek oświatowych wymaga się tylko otwartości, ciekawości i chęci do poszukania nowych ścieżek dotarcia do ucznia. Jestem pewien że to możliwe, nawet w czasach zarazy, trzeba tylko skorzystać z tego, co daje sieć www.